-

damian-wielgosik

Co sklepy internetowe mają wspólnego z tekstyliami i czy każdą operację należy najpierw przećwiczyć?

Ostatnimi dniami mam wiele szczęścia do ciekawych zbiegów okoliczności, które potem dziwnie łączą się z formuowanymi tutaj wnioskami nt. rozwoju gospodarczego, przejmowania ziemi, ogromnej roli przemysłu tekstylnego w historii, związków socjalizmu ze spirytyzmem i tym wszystkim, z czego stali bywalcy SN i czytelnicy Kliniki Języka doskonale zdają sobie sprawę. To ma być szybki tekst o tym, na co się przypadkowo natknąłem i co jak ulał pasuje do tutejszej gawędy. Proszę potraktować sprawę jako ciekawostkę, która może dostarczyć trochę frajdy. Jako osoba nieoczytana zdaje sobie również sprawę, że być może to nic nowego, choć paru nazwisk z tego tekstu nie mogłem znaleźć na SN w żadnym z tekstów. 

Powiedzmy, że ostatnio zastanawiałem się nad rolą i historią sprzedaży wysyłkowej, którą znamy dziś głównie w postaci sklepów internetowych. Zaprowadziło to mnie do artykułu o firmie Pryce Jones, pioniera sprzedaży wysłkowej na świecie, działającej w XIX wieku. Co ciekawe, firma Pryce Jonesa stworzyła też pierwszy drukowany katalog z produktami. Wszystko działo się na Wyspach Brytyjskich, konkretnie w Walii. Co sprzedawał Jones jako pierwszy (przynajmniej według propagandy anglo-saskiej) sklep wysyłkowy na świecie? Oczywiście tekstylia, głównie flanele, choć nie tylko. Wśród klientów znaleźć można było prawie wszystkich możnych tamtego świata, na czele z Królową Wiktorią. Mamy więc sprzedaż wysyłkową (zastanawiające, czy była ona możliwa bez dobrej floty i sieci powiązań z ośrodkami rozsianymi po całej Europie – kompaniami?) tekstylia i Brytyjczyków – w tym momencie na pewno ktoś z SN, a przynajmniej ja, uśmiechnął się ironicznie pod nosem i zaczął odruchowo cmokać. Zapyta ktoś, ale jak to, skąd wziął się ten człowiek i jakie miał koligacje, by robić takie interesy. Tutaj na pierwszy rzut oka niewiele można powiedzieć, bo z notki na angielskiej Wiki dowiadujemy się, że Prycowi po prostu się urodziło i z praktykanta stał się właścicielem firmy. Dzięki Googlowi trafiłem jednak na coś jeszcze: https://biography.wales/article/s3-PRYC-PRY-1834

I tu mamy naprawdę wyborny kawałek, dzięki któremu stały czytelnik SN być może nie poprzestanie tylko na szyderczym, skrytym uśmieszku, ale otworzy szeroko buzie i zmarszczy czoło. Czytamy, że Pryce Jones to "second son of William Jones, solicitor, and Mary Ann Goodwin, whose father was a cousin of Robert Owen, the social reformer.". A więc wysyłkowy biznes na tekstyliach robił syn prawnika Williama Jonesa i Marysi Dobrezwycięstwo, która miała z kolei w rodzinie Roberta Owena. To ciekawe, bo jak człowiek wróci do notki na Wiki (po angielsku) to tam piszą, że Jones praktykował sprzedaż u niejakiego Johna Daviesa, a potem przejął jego biznes. To w sumie ciekawy zbieg okoliczności jak na syna prawnika, ale na pewno takie rzeczy się w historii zdarzały, nieprawdaż? Do sedna jednak! Pojawili się przecież socjaliści, a o to mi chodzi - przenieść matrycę nierozłącznych elementów jakimi jest socjalizm, okultyzm, banki i parę jeszcze znanych nam terminów, na realia angielskie.

Ja w momencie, gdy natrafiłem na notkę o Pryce Jonesie nie wiedziałem kim był Robert Owen i co w życiu robił. Być może piszą o nim gdzieś w podręcznkach historii. Nie wiem też, kim była Mary Ann Goodwin. O ile o pierwszym można znaleźć wiele, tak o Mary nie mam nic, ale za wiele też nie szukałem. No cóż, przyjrzyjmy się więc Robertowi. Na początku przeczytajmy jaką piękną laurkę wystawił polski wikipedysta temu gentlemanowi: 

 walijski działacz socjalistyczny, pionier ruchu spółdzielczego. Odrzucał własność prywatną. Uważał, że robotnicy z danego terenu powinni łączyć się w organizacje związkowe bądź spółdzielcze i w ich ramach rozdysponowywać między siebie owoce swej pracy. Znana jest również jego działalność filantropijna - w zorganizowanej przez siebie kolonii robotniczej uwzględniał potrzeby dzieci robotników i zapewniał im wzorową opiekę.

Pan ten "odrzucał własność prywatną", co zapewne ciążyło na nim do końca życia i powodowało wiele smutku i łez. Dlaczego? Tym razem po angielsku czytamy na Wikipedii, że był to również "a Welsh textile manufacturer". Oczywiście mogę się mylić – może nic mu w życiu nie ciążyło. Być może Pan Owen sprzedał wszystko i niczym ks. Bliziński kierował pro bono grupą tysięcy tkaczy, wprowadzając na angielskiej ziemi tę wspomnianą spółdzielczość na bożych zasadach?

W tym momencie pozwolę sobie jeszcze zamknąć sprawę Pryce Jonesa. Najważniejsze wiemy – pionier sprzedaży wysłkowej po całej Europie i świecie, Pryce Jones, nie był zupełnym świeżakiem w branży tekstylnej, miał również w genach więdzę o tym jak legalnie przejmuje się czyjąś własność. Zostawiam tę postać innym nawigatorom, bo nic więcej nie znalazłem. Niemniej od niego zaczął się pomysł na notkę. Skupmy się teraz na wuju, bo to dopiero postać.

Owen był synem rymarza i kowala. Rozkręcił się w tekstyliach na dobre, gdy ożenił się z córką Davida Dale'a, szkockiego przedsiębiorcy, który po ślubie sprzedał swoje fabryki związane z produkcją bawełnianą (ach te śluby, ożenki, fortuny) i wszedł w spółkę. Całość działa się w New Lanark. Panowie swoją przewagę zbudowali tutaj głównie dzięki zasilaniu szwalni energią wytwarzaną z elektrowni wodnej. Jak czytamy w KONCEPCJA MIASTA IDEALNEGO W DOBIE ERY INDUSTRIALNEJ – NA PRZYKŁADZIE OSIEDLA PRZEMYSŁOWEGO NEW LANARK Pani Magdaleny Baranowskiej:

W 1799 r. jako jeden z udziałowców nabył słynne zakłady New Lanark – największe i najlepiej wyposażone przędzalnie w Szkocji, zatrudniające ok. 2000 pracowników (Owen 1972).

W angielskiej wikipedii z kolei czytamy, że wśród 2000 pracowników przedsiębiorstwa, 500 to były dzieci w wieku już od 5 lat, zabierane niejednokrotnie z przytułków (About 2,000 individuals were involved, 500 of them children brought to the mill at the age of five or six from the poorhouses and charities of Edinburgh and Glasgow).

I tu wychodzi wielkie serce Pana Owena, który bolał nad losem swoich ludzi, ich brakiem wykształcenia, niską kulturą osobistą, pijactwem, złodziejstwem, a także stosunkiem do higieny i tym, że rodziny często żyją upchane w jednym pokoju. Każdy z nas by się tym przejął, prawda? W związku z tym chłopaki zaczęli coś z tym robić, wprowadzając liczne reformy socjalne, żadając między innymi skrócenia czasu pracy z 17 godzin. Wracając do rozprawy Pani Magdy, dowiadujemy się o New Lanark takich rzeczy:

Owen dostrzegając możliwości New Lanark, postanowił przekształcić je we wzorcowe przedsiębiorstwo. Jednym z najważniejszych problemów, z jakimi miał sobie poradzić, był brak siły roboczej wynikający z dobrze rozwiniętego rolnictwa, które było głównym działem zatrudnienia ludności Lankashire, ale także panującej niechęci do pracy w fabrykach. Owen zmuszony był zatem, podobnie jak jego poprzednik, do sprowadzania siły roboczej z odległych obszarów Highlands (angielska nazwa górzystego regionu w Szkocji, obejmującego Góry Kaledońskie i Grampiany).

Nie wiadomo więc, co do końca powodowało reformy – trudno dostępny, zbuntowany i krnąbrny pracownik, którego ciężko było ściągnąć do szwalni i skutecznie nim zarządzać przez cały okres jego życia czy miłość bliźniego. Mam też nadzieję, że wszyscy dobrze przeczytaliśmy: "dobrze rozwiniętego rolnictwa".

Następnie czytamy u Pani Baranowskiej:

Reformy Owen rozpoczął od reorganizacji wewnętrznej struktury produkcji i usprawnienia mechanizacji w fabrykach. Kolejny etap objął polepszenie warunków pracy i egzystencji ponad 2000 robotników New Lanark. Do istniejących już budynków mieszkalnych dobudowano piętro, dzięki czemu prawie wszystkie domostwa zyskały dodatkową izbę. Skrócono czas pracy dorosłych z 17 do 10 godzin dziennie, wprowadzono zakaz zatrudniania dzieci poniżej 10 roku życia. Wytyczono nowe chodniki i ulice z rynsztokami, wprowadzono zakaz wyrzucania nieczystości na ulice oraz powołano kontrole sanitarne, co zdecydowanie korzystnie wpłynęło na warunki higieniczno-sanitarne w miejscowości (Cole 1965).

Dla mnie, historycznego nieuka, brzmi to trochę, jak angielska wizja PGRów. Myślę, że Pan Owen na pewno dałby sobie radę z budową czworaków i domów kultury. Pewne jest natomiast, że Owen wprowadza sklep spółdzielczy, w którym pracownicy mogli kupować na kartki po konkurencyjnych cenach (na obrazku).

Mamy więc coś na wzór socjalizmu z zadatkami na komunizm (o tym za chwilę), mocno sprzężonego z tekstyliami. Prawdziwy rarytas dla tutejszych. Być może nawet ktoś zawoła po swoją żonę, a ona zapyta: dobrze, ale gdzie są banki?

W notkach na Wikipedii o Owenie i Jonesie o tym próżno szukać, wszyscy po prostu zakasali rękawy i dorobili się fortuny, tworząc coś na miarę swoistego brytyjskiego snu. Przy okazji pożyczyli od brata przysłowiową stówkę. Tutaj być może wchodzi do gry Pan Dale, z którego córką ożenił się Robert Owen:

The business grew rapidly and Dale became a wealthy merchant in the city. In 1777, at the age of 38, he married 24 year old Anne Caroline (Carolina) Campbell, whose late father had been the Chief Executive of the Royal Bank of Scotland.

A więc teściu Owena miał w rodzinie córkę prezesa Royal Bank of Scotland. Więcej o wątkach bankowych w notce o Dale'u.

Mamy omówione zakłady tekstylne i socjalistyczny eksperyment, który prawdopodobnie miał pomóc w ściąganiu trudno dostępnego pracownika, mamy w tle wysoko postawionych ludzi w bankach. Przypominam, 25% to były dzieci, często sieroty, które nie dostawały nawet pieniędzy:

They were often (but not always) orphans, looked after by the parish, which was very keen to reduce costs by sending them out to work. The children were not paid but were given board & lodging in No.4 Mill.

Owen idzie w swoich eksperymentach dalej, bardzo stawia na edukację. Twierdzi, że natura człowieka zależy od nabytych wzorów i wychowania od najwcześniejszych lat. Tworzy więc Institute for the Formation of Character, przedsięwzięcie, które wprowadza i koordynuje edukację dzieci w New Lanark. O jego podejściu do edukacji czytamy w https://infed.org/mobi/education-in-robert-owens-new-society-the-new-lanark-institute-and-schools/.

Dzieci z New Lanark

Owen jest sceptyczny co do zatrudniania starych nauczycieli, wykształconych na uznanych do tej pory książkach. Jest w ogóle sceptyczny co do edukacji na książkach. Biblia jest używana jedynie do nauki czytania, a katolicyzm traktowany jako jedna z wielu religii. Książki miały w ogóle dzieci nie denerwować i nie uprzykrzać im życia, stawiano raczej na rysunki, mapy i ciekawość, które miała rodzić pytania i dyskusję. Na pierwszych dwóch nauczycieli Owen zatrudnia więc miejscowych wieśniaków, odznaczających się ponoć wielką miłością i cierpliwością do dzieci. Był to James Buchanan, który nie opanował do końca pisania i czytania, a pomagała mu 17-letnia Molly Young, "village girl". Według wytycznych, które zostawił Owen, dzieci nie można było bić ani używać ofensywnego języka. Należało być zawsze miłym i uprzejmym. Na każdym kroku należało zwracać uwagę na szczęście wszystkich dookoła i robić co w naszej mocy, by tak było. Dotyczyło to również starszych dzieci, które miały dawać przykład młodszym i usposabiać ich do bycia szcześliwymi. By doznać tej ogólnej szczęsliwości, w szkołach New Lanark uczono dzieci tańczyć już od wieku dwóch lat:

Dancing lessons were begun two years of age and visitors were astonished to see how ‘these children, standing up 70 couples at a time in the dancing room, and often surrounded by many strangers, would with the uttermost ease and natural grace go through all the dances of Europe, with so little direction from their master, that the strangers would be unconscious that there was a dancing-master in the room’.

Oprócz tańca uczono dzieci chodzić w pochodach na wzór parad militarnych, a także zunifikowano stroje wszystkich uczniów w postaci ubioru na wzór rzymskiej togi:
 

beautiful dress of tartan cloth, fashioned in its make after the form of a Roman toga
 


A więc tańczmy i bawmy się, oczywiście po robocie, bez rodziców, w ścisłych normach etycznych i bez alkoholu, który Owen znacznie w New Lanark ograniczył.

Historia Roberta Owena jest pełna różnych socjalistycznych dziwactw i utopijnych wizji. Po epizodzie w New Lanark, Owen idzie dalej w swoich szajbach. Kupuje kawałek ziemi w USA od grupy niemieckich protestantów i tam ma nadzieję stworzyć gminę, w której panowałoby szczęście, równość i braterstwo, streszczone w filozofii o nazwie "New Moral World". Cały projekt nowej miejscowości przybiera z kolei nazwę New Harmony. Pomysł na New Harmony jest taki, że wszystkie rodziny żyłyby tam w jednym wielkim budynku ze wspólną kuchnią i stołówką. Każda rodzina miała swoje własne mieszkanie i obowiązek zajmowania się dzieckiem jedynie do lat trzech. Następnie przechodziłoby ono pod kuratelę całej lokalnej społeczności. Oczywiście w celu osiągnięcia szczęścia. Projekt upadł dość szybko, bo chyba po dwóch latach, standardowo ściągając z okolicy i nie tylko wszystkich możliwych świrów, nierobów i wykolejeńców.

Na koniec mojej przypadkowej przygody z postacią Pana Roberta Owena dowiedziałem się, że u schyłku życia zainteresował się on spirytyzmem, głównie dzięki kontaktom z Marią B. Hayden, amerykańską medium:

Owen claimed to have had medium contact with spirits of Benjamin FranklinThomas Jefferson and others. He explained that the purpose of these was to change "the present, false, disunited and miserable state of human existence, for a true, united and happy state... to prepare the world for universal peace, and to infuse into all the spirit of charity, forbearance and love."[62]

 

Mamy więc już cały komplet: socjalistów, eksperymenty społeczne na ludności, tkaczy, banki, okultyzm i masonerię (Owen szybko wstąpił do czegoś o nazwie Manchester Literary and Philosophical Society), a także powiązania publicznej edukacji państwowej z tkactwem i gospodarowaniem sierotami oraz komunizm ćwiczony przez Anglików na początku XIX wieku. I pewnie kilka innych motywów, których znalezienie zostawiam już Państwu.



tagi: socjalizm  komunizm  anglia  tekstylia  tkactwo 

damian-wielgosik
19 czerwca 2020 10:06
5     1265    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @damian-wielgosik
19 czerwca 2020 10:21

U nas to wszystko nazywa sie kapuśniak na świńskim ryju. Nieźle. Jak zorganizować legalne finansowanie mafii kosztem dzieci. To jest istota socjalizmu. 

zaloguj się by móc komentować

umami @damian-wielgosik
19 czerwca 2020 15:01

Skąd masz 3 komentarze, skoro widać 1? Trole?

W sumie to nie jedyny pokazowy numer ziszczenia ideałów na ziemi, jakieś falanstery przetrwały, jedne dłużej, jedne krócej, ale przeszczepy na kontynent amerykański jakoś nie wytrzymywały. Było kilka spektakularnych klap. W sumie, podobnie było z pierwszymi osadnikami, których zostawiano tak trochę na pożarcie.
Te 5-latki zarabiające na życie jednak robią wrażenie. No, żaden obóz by się nie powstydził. Taka nauka kapitalizmu i wolnego rynku od kołyski. Ci lewicowcy w życiu by się nie pochylili z troską nad drugim, słabszym człowiekiem, ani udogodnień nie podsuwaliby pod nos, gdyby nie musieli ich czymś zwabić do fabryk. No bo ileż tych dzieci było w przytułkach i jaki może być z 5-latka pożytek?

zaloguj się by móc komentować

damian-wielgosik @umami 19 czerwca 2020 15:01
19 czerwca 2020 15:36

Chlor pomylil artykuly, wiec ukrylem jego dwa komentarze.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować