-

damian-wielgosik

Błogosławiony ksiądz Michał Sopoćko - Wspomnienia (fragmenty)

Ponad rok temu ruszył proces kanonizacyjny błogosławionego księdza Michała Sopoćko, Apostoła Miłosierdzia Bożego i spowiednika św. Faustyny. Postanowiłem opublikować fragment jednego z rozdziałów jego wspomnień z książki "Wspomnienia", wydanej przez Wydawnictwo Świętego Jerzego w Białymstoku, bo i co może być ciekawszego niż przedwojenne pamiętniki takiej postaci. Cała książka jest bardzo interesująca i stanowi dobre uzupełnienie "Dziennika" księdza, również wydanego w formie książkowej. Poniższy fragment skupia kilka ciekawych wątków, często poruszanych na Szkole Nawigatorów (przynajmniej takie mam wrażenie jako czytelnik artykułów i komentarzy od prawie trzech lat). To między innymi dawne wychowanie alumnów w seminarium, realia przedwojenne i stan ducha w narodzie, a także stosunki międzynarodowe i charakterystyka narodów niemieckiego oraz litewskiego.

****

Dnia 10 sierpnia 1928 r. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego powierzyło mi zastępstwo na katedrze Teologii Pastoralnej Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Wprawdzie teologii pastoralnej jako takiej nie wykładałem (wykładał ją bowiem ks. rektor Uszyłło), ale objąłem wykłady przedmiotów z teologią pastoralną Ściśle związanych, a mianowicie homiletyki, katechetyki, pedagogiki oraz dodatkowo – historii filozofii, jako że po wyjeździe ks. prof. Domińczaka katedra filozofii nie została obsadzona. Oprócz teoretycznych wykładów wymienionych przedmiotów prowadziłem seminarium teologii pastoralnej i proseminarium homiletyki, katechetyki i pedagogiki, zaprawiając alumnów praktycznie w dykcji, pisaniu i głoszeniu kazań, konspektów lekcji i prowadzeniu ich w szkołach powszechnych.

Nie było dla alumnów odpowiednich podręczników z tych przedmiotów. Dlatego musiałem pisać skrypty, które alumni odbijali na powielaczu i z nich przygotowywali się do egzaminów. Skryptami moimi z homiletyki, katechetyki i pedagogiki alumni posługiwali się w Wilnie aż do zamknięcia uniwersytetu przez okupantów w roku 1939 i następnie w seminarium zarówno w Wilnie, jak potem po przeniesieniu się do Białegostoku, a nawet z niektórych korzystają i obecnie. Dostosowane są one do skąpego czasu udzielonego na te przedmioty w programie seminaryjnym.

Oprócz wykładów dla alumnów na Wydziale Teologicznym USB prowadzone były wykłady dla chcących się doktoryzować księży i ludzi świeckich, przeważnie katechetek i katechetów zatrudnionych już w szkolnictwie. Z nimi również, oprócz wykładów teologicznych, prowadziłem ćwiczenia praktyczne, które polegały na napisaniu konspektu lekcji i przeprowadzeniu jej wobec kolegów w szkołach powszechnych, którzy potem brali udział w dyskusji i ocenie lekcji. Dyskusje po przeprowadzonej próbnej lekcji były bardzo ciekawe i pożyteczne, wykazywały bowiem braki i w sposób dyskretny zmierzały do ich usunięcia.

W seminarium byłem moderatorem Sodalicji Mariańskiej, Koła Eucharystycznego, Trzeciego Zakonu Św. Franciszka, Koła Homiletycznego, których zebrania odbywały się raz na miesiąc, tak, że co niedzielę w godzinach poobiednich było jakieś zebranie. Od czasu do czasu były urządzane turnieje homiletyczne, na których można było poznać zdolności mównicze poszczególnych alumnów, wśród których wyrabiała się zdrowa rywalizacja. Najtrudniej było usuwać wrodzone braki dykcji, wymagające nieraz specjalistów. Dlatego chętnie korzystaliśmy z pomocy doktora Dylewskiego, który niektórych alumnów leczył w czasie ferii letnich, z dobrym wynikiem.

Zamiłowanie do gimnastyki i błogie skutki jej dla zdrowia pobudzily mnie do uczenia i przyzwyczajania do niej alumnów. Dlatego kilka razy w tygodniu w czasie rekreacji poobiedniej odbywaliśmy ćwiczenia gimnastyczne przy pomocy specjalnych przyrządów, jakie sporządziłem własnym kosztem. Do nich należały ciężarki dębowe, kije gimnastyczne, ławki, sznury itp., jakie poznałem w sanatorium doktora Tarnawskiego w Kosowie (województwo lwowskie). Według mnie gimnastyka w seminarium jest konieczna, by zahartować zdrowie przyszłych kapłanów, którzy często chorują z powodu braku ruchu. 

Profesorowie USB prowadzili wykłady powszechne z różnych dziedzin. Z kolei wypadały one i dla Wydziału Teologicznego, w których brałem udział. Nie pamiętam już wszystkich tematów, jakie wygłaszałem, ale utkwiły mi w pamięci niektóre. Na początku roku szkolnego 1929 wypadło mi mówić o powołaniu do poszczególnych zawodów, a między innymi i do kapłaństwa. Po referacie wywiązała się dyskusja, która wykazała, jak bardzo błędne pojęcia mają młodzieńcy o powołaniu kapłańskim. 

Największą plagą doby obecnej w Polsce jest alkoholizm. Co prawda kraj nasz nie był wolny od niego nigdy, ale gdy przedtem szerzył się on wśród arystokracji i szlachty, dzisiaj obejmuje wszystkie warstwy społeczne i coraz bardziej się potęguje. Toteż od początku swego życia wypowiedziałem walkę tej pladze i gdzie mogłem, zwalczałem to nadużycie. Jeszcze jako uczeń należałem do Stowarzyszenia Elsów, w seminarium zorganizowałem Koło Abstynentów, do którego należalo około 60% wychowanków. W tym kole odbywały się miesięczne zebrania z referatami uświadamiającymi o szkodliwości tej trucizny oraz w czasie ferii alumni przeprowadzali po parafiach ankiety w tej kwestii. Sam również przeprowadziłem ankietę — jak się już rzekło — wśród młodzieży szkół podstawowych, średnich i wyższych, a rezultaty jej ogłosiłem w czasopiśmie „Przegląd Pedagogiczny” z roku 1925. Wreszcie w roku 1927 zorganizowałem Koło Księży Abstynentów Archidiecezii Wileńskiej. Jakkolwiek nie wszyscy członkowie Koła Abstynentów Alumnów i Księży wytrwali w swych postanowieniach, to ci co pozostali wierni swym przyrzeczeniom, świecili przykładem dla innych i niektórzy z nich bardzo energicznie zwalczali ten nałóg wśród Wiernych.

Przy KUL zorganizowało się Koło Inteligencji Katolickiej, którego filię dało się zorganizować w Wilnie. Wielkie zasługi położyli w tej sprawie ks. dr Józef Czerniawski i prof. Wacław Staszewski, którzy werbowali członków, zdobyli się na własny lokal i zorganizowali własną bibliotekę. W Kole tym były sekcje, między innymi sekcja życia wewnętrznego, której zebrania odbywały się w moim mieszkaniu przy ul. św. Anny 13. Do niej należeli głównie profesorowie USB uczyciele szkół średnich, przeważnie nauczyciele przedmiotów przyrodniczych i technicznych.

Zapraszano mnie często z referatami do Sodalicji Panów i pań oraz Sodalicji Akademiczek, koła Juventus Christiana i Konferencji św. Wincentego. Z tych organizacji miałem dużo pomocy w pracy nad młodzieżą pozaszkolną, albowiem niektórzy bardziej wyrobieni członkowie i członkinie ich chętnie podejmowali się obowiązków patronów i patronek. Pomagali oni także w organizowaniu kwest ulicznych i innych imprez na odbudowę kościoła Św. Ignacego. Szczególnie podziwiałem poświęcenie się niektórych pań, które nie Żałowały czasu ani fatygi w zbiórce na ulicach, a potem w obliczaniu z puszek zebranych pieniędzy.

Praca w organizacjach religijnych uzupełniała pracę naukową, która nie ograniczała się tylko do przygotowania się do wykładów powierzonych mi przedmiotów, ale sięgała do pisania artykułów do czasopism i dzienników. Umieszczałem artykuły w „Ateneum Kapłańskim”, „Homo Dei”, „Przeglądzie Powszechnym”, „Wiadomościach Archidiecezjalnych” oraz w dziennikach - „Słowie” i „Dzienniku Wileńskim”. Nadto od roku 1928 zostałem członkiem Związku Zakładów Teologicznych, co roku brałem czynny udział w jego zjazdach, wygłaszając referaty z dziedziny mojej specjalności — homiletyki, katechetyki, pedagogiki i życia wewnętrznego. W roku 1933 taki zjazd odbył się w Wilnie. Na nim wybrano jego zarząd z księży wileńskich, a mnie — sekretarzem, którego obowiązkiem było wydanie pamiętnika tego zjazdu. To wydanie kosztowało mnie nie tylko wiele pracy, ale i przykrości. Prezesem bowiem w zarządzie został ks. prof. Puciata, który się odznaczał gruntownością i zarazem niezwykłą powolnością w korygowaniu artykułów nadsyłanych z całej Polski. Ta powolność jego spowodowała, że nie zdołaliśmy wydać pamiętnika zjazdu w Wilnie w ciągu roku, a wobec tego i zjazd trzeba było odłożyć na rok drugi. Ten się odbył w Częstochowie w roku dopiero 1935. Jako sekretarz musiałem załatwiać całą korespondencję w tej sprawie, co zajęło mi — jak się rzekło — nie tylko dużo czasu, ale niemało przykrości. Złagodziła je pochwała wszystkich członków Związku Zakładów Teologicznych na zjeździe w Częstochowie, że wydanie tego pamiętnika pod względem technicznym było wzorowe.

W roku 1930 wziąłem udział w Międzynarodowym Zjeździe Liturgistów w Antwerpii, na którym wszystkie wykłady odbywały się w języku niemieckim i tylko częściowo francuskim, co mnie bardzo uderzyło. I gdy wypowiedziałem swoje zdanie w tej sprawie, pewien karmelita z Aachen z oburzeniem powiedział, że język niemiecki winien być międzynarodowy, gdyż Niemcy ze wszystkich narodów najbardziej pielęgnują naukę we wszystkich dziedzinach, a między innymi i w dziedzinie teologicznej.

Buta niemiecka pod habitem zakonnika bardzo mnie zaskoczyła, tym bardziej, gdy z ust innego duchownego z Kolonii słyszałem, że Polska i Czechosłowacja są państwami sezonowymi, że przyszłość należy do narodu niemieckiego, którego kultura góruje nad kulturą innych narodów; Że one są niezdolne do samodzielnego istnienia. Smutne perspektywy zarysowały się już wówczas w Europie i można było spodziewać się wypadków, jakie za kilka lat stały się rzeczywistością. Szczególnie przyszłość przedstawiała się w ciemnych barwach, gdy do władzy doszedł Hitler i zaczął otwarcie pobrzękiwać szabelką. Jego książka Mein Kampf winna była wszystkim otworzyć oczy, do czego on zmierzał. Niestety zachodnia Europa, jak gdyby pogrążona w letargu, nie reagowała na wypadki niebezpieczne w jej centrum. I gdy w roku 1939 w miesiącu kwietniu jechałem do Rzymu przez Wiedeń i Pragę, widziałem na stacjach uzbrojone pociągi pancerne Niemców, niezwykle przygnębienie kolejarzy austriackich i czeskich, entuzjazm faszystowskich Włochów z okazji zajęcia przez nich Albanii, a zarazem niezwyklą obojętność na to innych narodów, jak gdyby uśpionych lub zaledwie przebudzających się z długotrwałej drzemki. Pewien monseigneur w Rzymie wypowiedział pod adresem polski wielkie współczucie, że znajduje się między Scyllą i Charybdą i jest najbardziej zagrożona ze wszystkich narodów Europy.

Ja mimo wszystko należałem do optymistów i mimo grożących zewsząd niebezpieczeństw nie wierzyłem w takie zaślepienie Hitlera, by rozpoczynać walkę z całym światem. Dlatego gromadziłem środki do budowy kościoła Miłosierdzia Bożego na Śnipiszkach, ogłosiłem konkurs na projekt tego kościoła, a po powrocie z Rzymu, 16 kwietnia przewodniczyłem w sądzie konkursowym nad nadesłanymi projektami, który wybrał projekt profesora Politechniki Warszawskiej, inż. arch. Polkowskiego. W lokalu Akcji Katolickiej przy ul. Zamkowej w Wilnie urządziłem wystawę nadesłanych projektów i zawarłem z inż. Polkowskim umowę na projekt szczegółowy, a i z inż. arch. Borowskim na kierownictwo robót, które miały niebawem się rozpocząć.

W chwili rozmów z inż. Polkowskim doszły wieści, że Dworzec Centralny w Warszawie płonie. — „To dzieło dywersantów niemieckich” — powiedział Polkowski. — „Na pewno wkrótce wybuchnie wojna”. W tym czasie nadszedł płk Ożyński i powiedział: „Wojna nie potrwa dłużej, niż parę tygodni”. Słowa te oblały mnie zimnym potem, zacząłem uświadamiać sobie, że wojna nieunikniona, ale nie przewidywałem, że wybuchnie tak prędko i pojechałem na kilka dni do Pryciun, zaścianka niedaleko Podbrodzia, położonego nad brzegiem Wilii. Na drugi dzień spotkałem na rzece flisaków, którzy powiadomili, że została ogłoszona mobilizacja nie tylko ludzi, ale koni i wozów. Musiałem szybko wracać do Wilna, gdzie spotkałem na placach i nawet na ulicach miasta niezliczoną ilość koni, zaprzężonych do wozów chłopskich i niezaprzężonych, oraz panicznie przestraszonych przechodniów. Nie zrobiłem dotychczas żadnych zapasów ani z prowiatnów, ani z węgla, a nawet nie miałem przy sobie pieniędzy na ich zakupienie. Udałem się do PKO, by podjąć oszczędności, ale zastałem kasę zamkniętą. W mieszkaniu zastałem obłożnie chorą służącą, Karolinę Kolendę, która położyła w PKO na moje imię wszystkie swoje oszczędności. Położenie było nie do zniesienia.

Najbliższe przygotowania wojenne nasuwały mi sporo zastrzeżeń co do możliwości prowadzenia oporu przeciwko Niemcom. Prawie u wszystkich można było spostrzec zapal i poświęcenie dla Ojczyzny, a zarazem u wyższych wojskowych wątpliwości wobec braku nowoczesnej broni i fachowego kierownictwa. Wreszcie pierwszego września posłyszałem rano przemówienie przez radio Prezydenta Mościckiego o napadzie Niemców na nasz kraj i nalotach ich awiacji na niektóre miasta. Po godzinie nadzwyczajne dodatki gazet oznajmiły o wybuchu wojny. Przebywający u mnie ks. Józef Skokowski łudził się nadzieją wyjazdu do Poznania, aż wreszcie wyjechał do brata swego w Szarkowszczyźnie.

Wkrótce samoloty niemieckie ukazały się i nad Wilnem. Tu i ówdzie rzucone przez nich bomby spowodowały pożary. Zniszczona została radiowa stacja nadawcza, gazownia i inne budynki użyteczności publicznej. Wreszcie rozeszła się pogłoska o przekroczeniu granicy naszej przez wojska radzieckie (17 września 1939). 18 września został wreszcie zrealizowany akt darowizny przez zarząd Miejski na plac między ulicami Werkowską i Kalwaryjską pod budowę kościoła Miłosierdzia Bożego. W tymże dniu zakupiłem 160000 cegły do budowy tegoż kościoła oraz uzyskałem w dziale budownictwa zatwierdzenie Projektu budowy domu Miłosierdzia sporządzonego przez inż. arch. Borowskiego.

28 września Kuria naznaczyła mnie rektorem kościoła garnizonowego św. Ignacego, który od paru tygodni stal zamknięty po wyjściu wojsk polskich wraz z kapelanami. W sąsiednich koszarach usadowiły wojska radzieckie. Po sprawdzeniu inwentarza kościelnego stwierdziłem brak niektórych rzeczy i w obawie przed kradzieżą pozostałych wyniosłem niektóre cenniejsze do seminarium. Przy pomocy księży uciekinierów zorganizowałem nabożeństwo w kościele. Na różaniec zaczęli przychodzić oficerowie radzieccy i podziwiali zgodny śpiew ludzi zebranych. Tymczasem 28 października Wileńszczyznę zajęli Litwini na skutek umowy rządów, ale w Wilnie pozostały oddziały radzieckie.

Komendantem miasta Wilna z ramienia rządu litewskiego został pułkownik litewski Kaunas, który 11 listopada zezwolił profesorom USB urządzić obchód Święta Niepodległości, jakiej już faktycznie nie było. Przemawiał Konrad Górski, który przyrównał obecne położenie polski do „potopu” opisanego przez Sienkiewicza. Delegatem rządu litewskiego na Wileńszczyznę został Bizowski, kolega z Bakszty z roku 1908; złożyłem mu wizytę i prosiłem, by pozwolił odbywać w moim mieszkaniu zebranie Inteligencji Katolickiej i Sodalicji Mariańskiej, jakie dotychczas odbywały się w nim co niedzielę. On na to się zgodził, pod warunkiem, że nie będą na nich poruszane sprawy polityczne. 1 grudnia 1939 r. przekazałem kościół ks. Panawie, kapelanowi wojsk litewskich, który został naznaczony rektorem.

Profesorowie USB jeszcze przez parę miesięcy otrzymywali pensję od rządu litewskiego w litach, a potem zapomogę z Czerwonego Krzyża, wreszcie zostawiono ich na laskę losu.

W okresie Bożego Narodzenia miałem siedmiodniowe rekolekcje u sióstr urszulanek w Czarnym Borze, gdzie skonstatowałem wielki wpływ idei Miłosierdzia Bożego na rekolektantki. Mało interesowałem się polityką, a coraz bardziej przejmowałem się sprawą kultu Miłosierdzia Bożego, w którym widziałem jedyny ratunek dla ludzkości. Na ten temat głosiłem konferencje po kościołach i domach prywatnych w Wilnie i na prowincji oraz na zaproszenie księży proboszczów mówiłem kazania. Między innymi w Wielkim Poście miałem kazania o Miłosierdziu Bożym w katedrze wileńskiej, na nabożeństwach pasyjnych w niedziele Wielkiego Postu. Litewscy wywiadowcy oskarżyli mnie przed komendantem Kaunasem i delegatem Bizauskasem, że głoszę kazania polityczne i wyrzekam na Litwinów. W Niedzielę Męki Pańskiej Bizauskas w towarzystwie milicjantów przyszedł do katedry, stanął przy ambonie i — jak potem sam mi mówił — zamierzał mnie aresztować. Tymczasem przekonał się, że nie było nic o polityce, a tylko o Męce Pańskiej. Odtąd już nie zwracał uwagi na fałszywe donosy szpiclów, którzy i w tym kazaniu dopatrzyli się zwrotów politycznych.

Pod koniec stycznia i w lutym wypadły silne mrozy, temperatura w mieszkaniu spadła do 2 stopni Celsjusza, a opału nie było. Na dworze było często 45 stopni poniżej zera. Tylko dzięki pomocy sióstr
urszulanek i sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które w miarę możności zaopatrywały mnie w drzewo i węgiel, uniknąłem przeziębienia, na które przechorowało wówczas bardzo wielu mieszkańców Wilna.
Nowy Zarząd Miejski odrzucił zatwierdzony uprzednio projekt domu Miłosierdzia na Śnipiszkach. Sporządziłem nowy projekt (inż. Borowskiego), który dnia 27 marca 1940 r. złożyłem powtórnie, ale
i on nie uzyskał zatwierdzenia. Tymczasem powstały tarcia między ludnością miejscową i napływową litewską. Szczególnie ujawniły się one po kościołach w czasie nabożeństw, gdy przybyli z Kowna i okolic
Litwini usiłowali przeszkodzić w śpiewie pieśni pobożnych po polsku. W kościele św. Kazimierza doszło nawet do bójek, w których poturbowany został audytor Nuncjatury, ks. Pietroni.

Mimo tych tarć życie religijne w części archidiecezji wileńskiej przejętej przez Litwinów cieszyło się względną swobodą, ale powoli Polacy zaczęli doznawać ucisku. Nakazano rozwiązywać organizacje
młodzieży katolickiej, utrudniano duszpasterstwo w parafiach polskich aresztowano niektórych księży i wywieziono na Litwę, część gmachu seminaryjnego zabrano na urzędy, chociaż w pozostałej części od ulicy Mostowej rząd tolerował wykłady i pozwalał po parafiach na zbieranie ofiar w naturze na utrzymanie kleryków i profesorów, którzy w dni Świąteczne i niedzielne wyjeżdżali na prowincję w celu zebrania tych ofiar.

Po paru miesiącach ukazał się dekret likwidujący wszystkie dobroczynne placówki polskie, prowadzone przez zakonnice polskie. Z Litwy zaś przybywały Litwinki i obejmowały prace po Polkach, które po
prostu wyrzucano na bruk. Tak samo postępowano z męskimi zgromadzeniami ukrytymi, które prowadziły warsztaty rzemieślnicze. Trzeba było organizować dla nich pomoc dla przetrwania, zanim nie wyjechali do Polski.

W połowie lutego 1940 r. zmarł JE. bp Kazimierz Michalkiewicz, sufragan wileński, a na jego miejsce przybył abp Mieczysław Reinys z Litwy, gdzie przez czas jakiś był ministrem spraw zagranicznych. Odsetek Litwinów w Wilnie nie przekraczał 2%, a jeszcze mniejszy na prowincji. Mieli oni swój kościół Św. Mikołaja i tworzyli eksterytorialną parafię. Księża Litwini obsługiwali nie tylko swych rodaków, ale pracowali i na parafiach polskich. Dopiero po zajęciu Wilna przez Litwinów do nowej stolicy zaczęły przybywać elementy wrogie polskości i wywoływać na tle językowym gorszące zamieszanie, a nawet bójki, jak wspomniana już w kościele Św. Kazimierza, w katedrze w dniu Wniebowstąpienia itp.

Znacznie gorzej było pod względem religijnym na tak zwanej Białorusi. [...]



tagi: wilno  białystok  ks. sopoćko  miłosierdzie boże 

damian-wielgosik
8 stycznia 2020 22:05
12     1718    17 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Maryla-Sztajer @damian-wielgosik
8 stycznia 2020 22:18

Plus.

Dziękuję pięknie.

.

 

zaloguj się by móc komentować

malwina @damian-wielgosik
8 stycznia 2020 23:12

dziękuję!

i plus.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @damian-wielgosik
9 stycznia 2020 00:25

Wielkie  dzięki.  Mnóstwo wątków.  Ciekawa zwłaszcza postawa  moralna duchwieństwa  litewskiego i  szowinizm duchwieństwa niemieckiego.

A`Błogosławiony Ks Sopoćko bardzo  energiczny  i  praktyczny.  Świat się wali  a  on  robi swoje. Sprawa alkoholizmu nadal`aktualna.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @damian-wielgosik
9 stycznia 2020 07:33

>kilka razy w tygodniu w czasie rekreacji poobiedniej odbywaliśmy ćwiczenia gimnastyczne przy pomocy specjalnych przyrządów, jakie sporządziłem własnym kosztem. ... Według mnie gimnastyka w seminarium jest konieczna, by zahartować zdrowie przyszłych kapłanów, którzy często chorują z powodu braku ruchu.

>ks. dr Józef Czerniawski i prof. Wacław Staszewski, którzy werbowali członków, zdobyli się na własny lokal i zorganizowali własną bibliotekę. W Kole tym były sekcje, między innymi sekcja życia wewnętrznego, której zebrania odbywały się w moim mieszkaniu przy ul. św. Anny 13. Do niej należeli głównie profesorowie USB uczyciele szkół średnich, przeważnie nauczyciele przedmiotów przyrodniczych i technicznych.

>1928 zostałem członkiem Związku Zakładów Teologicznych, co roku brałem czynny udział w jego zjazdach, wygłaszając referaty z dziedziny mojej specjalności — homiletyki, katechetyki, pedagogiki i życia wewnętrznego. W roku 1933 taki zjazd odbył się w Wilnie. Na nim wybrano jego zarząd z księży wileńskich, a mnie — sekretarzem, którego obowiązkiem było wydanie pamiętnika tego zjazdu. To wydanie kosztowało mnie nie tylko wiele pracy, ale i przykrości. Prezesem bowiem w zarządzie został ks. prof. Puciata, który się odznaczał gruntownością i zarazem niezwykłą powolnością w korygowaniu artykułów nadsyłanych z całej Polski.

> gromadziłem środki do budowy kościoła Miłosierdzia Bożego na Śnipiszkach[część Wilna], ogłosiłem konkurs na projekt tego kościoła ... wybrał projekt profesora Politechniki Warszawskiej, inż. arch. Polkowskiego. W lokalu Akcji Katolickiej przy ul. Zamkowej w Wilnie urządziłem wystawę nadesłanych projektów i zawarłem z inż. Polkowskim umowę na projekt szczegółowy, a i z inż. arch. Borowskim na kierownictwo robót, które miały niebawem się rozpocząć.


:)

 


>Buta niemiecka pod habitem zakonnika bardzo mnie zaskoczyła, tym bardziej, gdy z ust innego duchownego z Kolonii słyszałem, że Polska i Czechosłowacja są państwami sezonowymi, że przyszłość należy do narodu niemieckiego, którego kultura góruje nad kulturą innych narodów;

> Europa, jak gdyby pogrążona w letargu, ... 1939 w miesiącu kwietniu jechałem do Rzymu przez Wiedeń i Pragę, widziałem na stacjach uzbrojone pociągi pancerne Niemców, niezwykle przygnębienie kolejarzy austriackich i czeskich, entuzjazm faszystowskich Włochów z okazji zajęcia przez nich Albanii ...  Pewien monseigneur w Rzymie wypowiedział pod adresem polski wielkie współczucie, że znajduje się między Scyllą i Charybdą i jest najbardziej zagrożona ze wszystkich narodów Europy.

>Dworzec Centralny w Warszawie płonie. — „To dzieło dywersantów niemieckich” — powiedział Polkowski. — „Na pewno wkrótce wybuchnie wojna”. W tym czasie nadszedł płk Ożyński i powiedział: „Wojna nie potrwa dłużej, niż parę tygodni”. Słowa te oblały mnie zimnym potem, zacząłem uświadamiać sobie, że wojna nieunikniona, ale nie przewidywałem, że wybuchnie tak prędko i pojechałem na kilka dni do Pryciun, zaścianka niedaleko Podbrodzia, położonego nad brzegiem Wilii. Na drugi dzień spotkałem na rzece flisaków, którzy powiadomili, że została ogłoszona mobilizacja nie tylko ludzi, ale koni i wozów. Musiałem szybko wracać do Wilna, gdzie spotkałem na placach i nawet na ulicach miasta niezliczoną ilość koni, zaprzężonych do wozów chłopskich i niezaprzężonych, oraz panicznie przestraszonych przechodniów. Nie zrobiłem dotychczas żadnych zapasów ani z prowiatnów, ani z węgla, a nawet nie miałem przy sobie pieniędzy na ich zakupienie. Udałem się do PKO, by podjąć oszczędności, ale zastałem kasę zamkniętą. W mieszkaniu zastałem obłożnie chorą służącą, Karolinę Kolendę, która położyła w PKO na moje imię wszystkie swoje oszczędności. Położenie było nie do zniesienia.

>Prawie u wszystkich można było spostrzec zapal i poświęcenie dla Ojczyzny, a zarazem u wyższych wojskowych wątpliwości wobec braku nowoczesnej broni i fachowego kierownictwa. ... Po godzinie nadzwyczajne dodatki gazet oznajmiły o wybuchu wojny. Przebywający u mnie ks. Józef Skokowski łudził się nadzieją wyjazdu do Poznania, aż wreszcie wyjechał do brata swego w Szarkowszczyźnie[miasto szlacheckie,  osiedle typu miejskiego, dziś blisko granicy białorusko-łotewskiej].

> w mieszkaniu spadła do 2 stopni Celsjusza, a opału nie było. Na dworze było często 45 stopni poniżej zera. Tylko dzięki pomocy sióstr urszulanek i sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, ... zaopatrywały mnie w drzewo i węgiel, uniknąłem przeziębienia, na które przechorowało wówczas bardzo wielu mieszkańców Wilna.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @damian-wielgosik
9 stycznia 2020 08:10

Siostra Faustyna dobrze trafiła...

Właściwy przewodnik dla tej Duszy

.

 

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @damian-wielgosik
9 stycznia 2020 08:32

Kiedyś przyszedł do mojego kościoła parafialnego aktor. Świetny.

Byli akurat michalici..,Ja im dałam jakieś konkretne pieniądze pod pretekstem drobnego zakupu. Potem się okazało że mają też druki na przelewy...no ale ja już im dałam.

Budują sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Mińsku.

Miałam swój plan na tę mszę i musiałam wykonać do końca...

Zawsze trzeba wybrać. Ciekawe co w innej wersji rzeczywistości? Zagadała bym tego aktora? Pewnie tak....jestem gaduła a on był ciekawym typem.....tu niespotykanym..

 

Zawsze wybieramy.

.

A info o sanktuarium w Mińsku w Warszawie u michalitów. Nie podaję numeru konta wpłat bo warto z Nimi pogadać. Samemu !

.

 

zaloguj się by móc komentować

damian-wielgosik @pink-panther 9 stycznia 2020 00:25
9 stycznia 2020 13:51

Tak, to jest bardzo ciekawe. Tutaj wojna i niejeden najchętniej by gdzieś uciekł, a ks. Sopoćko stawia kościoły. :) Temat alkoholu trochę zaskakujący, myślałem, że przed II WŚ aż tak źle nie było. A Niemcy... Standardowo.

zaloguj się by móc komentować

damian-wielgosik @damian-wielgosik
9 stycznia 2020 13:52

Niezłe jest również to: " On na to się zgodził, pod warunkiem, że nie będą na nich poruszane sprawy polityczne.". Ciekawe czy to naiwność wojskowych czy raczej perfidny plan na zebranie wszystkich w jednym miejscu z dowodami w ręku.

zaloguj się by móc komentować

damian-wielgosik @rotmeister 9 stycznia 2020 14:43
9 stycznia 2020 15:06

Z Wprowadzenia: "W 2010 roku Archidiecezja Białostocka opublikowała Dziennik bł. Michała Sopoćki, a w kolejnych latach ukazały się jeszcze dwa jego wydania. W Dzienniku, stanowiącym rodzaj duchowych zapisków z elementami autobiograficznymi, odkrywamy głównie bogactwo wnętrza osoby Błogosławionego. Poznajemy jego drogę do świętości. Nie odnajdujemy jednakże pełnej historii jego życia i dzieł, w które się angażował i które inicjował. Tymczasem cennym dopełnieniem Dziennika w tym zakresie jest drugi tekst autobiograficzny, noszacy tytuł: Wspomnienia z przeszłości. Był on wprawdzie wydrukowany w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w lokalnych Wiadomosciach Koscielnych Archidiecezji w Białymstoku, ale dziś pozostaje mało znany.". 

Potem jest jeszcze o tym, że Wspomnienia powstały z ręki księdza w roku 1962. Jest to tekst autobiograficzny w ciągłej formie opowiadania, eseju. Z kolei Dziennik przypomina Dzienniczek św. Faustyny, to są zapiski typu: 20 kwietnia 1930 i parę zdań. Obydwie pozycje mniej więcej siegają całego okresu życia kapłana, z tym, że z tego, co pamiętam, w Dzienniku jest przerwa trwająca kilka lat. Dziennik jest rzeczywiście bardziej duchowy, ale moim zdaniem ze względu na formę jest jeszcze ciekawszy. Tak na szybko jeszcze tutaj znalazłem coś, co może odpowiedzieć na powyższe pytanie: http://sopocko.pl/ksiazki/18-dziennik/

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @damian-wielgosik 9 stycznia 2020 13:51
9 stycznia 2020 16:17

Podejrzewam` że`nie`było`tak`źe`jak`teraz,`ale`KK`oceniał`ówczesną `sytuację`ze`swojej`perspektywy`naród`bardzo`rozpił`się`w`czasie`wojny`i`po`wojnie`

A`za`komuny`była`katastrofa`obecnie`tez`jest`świadome`rozpijanie

zaloguj się by móc komentować

emi @rotmeister 9 stycznia 2020 17:14
9 stycznia 2020 20:43

Jest jeszcze to:

Dar Miłosierdzia. Listy z Czarnego Boru

autor: Ks. Michał Sopoćko
wydawnictwo: Edycja św. Pawła, Częstochowa
publikacja: Częstochowa 2008
stron: s. 128

 

 Z wprowadzenia:

Księdza Sopoćkę ściga gestapo, więc musi uciekać z Wilna. Znajduje schronienie Czarnym Borze, gdzie pracuje jako ogrodnik w klasztorze Sióstr Urszulanek. Tylko z ukrycia może widzieć - jak pisze w pierwszym z listów - „filary przyszłego zgromadzenia". Ksiądz Sopoćko pisze. W ten sposób w latach 1942-1943 powstaje zbiór listów. Drogocenny dokument dla zgromadzenia, gdyż zawiera w sobie pierwotną myśl Założyciela o charyzmacie nowej rodziny zakonnej. Te obszerne pisma (pojedynczy list zawiera około 10 stron) w oryginale, ale także w maszynopisie przechowywane są w Archiwum Zgromadzenia w Gorzowie Wielkopolskim. W książce zamieszczamy zdjęcia wybranych stron tych listów. Stanowią one nie tylko unikalny dokument tworzenia się zgromadzenia, ale ukazują podwaliny duchowości miłosierdzia i dają możliwość sięgnięcia do źródła, jakim z pewnością jest myśl powiernika tajemnic Bożych przekazywanych w konfesjonale przez świętą wizjonerkę. 

zaloguj się by móc komentować

damian-wielgosik @emi 9 stycznia 2020 20:43
9 stycznia 2020 21:02

Ech, a ludzie oglądają takiego Netflixa...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować